Hej hej, kolejny rozdział by Magda ;) znowu będzie portfolio
więc.. no wiecie co macie robić :D tutaj będzie głównie rozmowa Monic i Magdy.
Jest ona ważna, bo poznacie moją bohaterkę sprzed kilku lat. Scena jest opisana jak reszta jest w kinie :D
Otworzyłam oczy, byłam cała zalana
potem. Śnił mi się James, który zabija Monic. Okropne jest widzieć czyjąś
śmierć. Spojrzałam na telefon… godzina 20:21 eee… to znaczy 8:21. Nie mogę się
przyzwyczaić do zegarka 12-godzinnego. Poszłam wziąć prysznic i umyłam głowę.
Nie mogę się napatrzeć na mój ostatnio tatuaż. Mam go dopiero kilka tygodni,
ale musiałam mieć założone bandaże. Fragment z „Intermission”… ta nieszczęsna
piosenka, dzięki której zostałam Rusher.
Za oknem jest chłodnawo, więc
założyłam komplet „sowa”, który pasuje do mojej książki.
Wzięłam dwa opakowania Nutelli z
walizki Julki, książkę, założyłam bandankę i zeszłam na dół. Siedziała tam
Monic i oglądała telewizje.
-Hej- powiedziałam- dlaczego nie
poszłaś?
-Nie lubię, chodzić do takich miejsc-
uśmiechnęła się- ale widzę, że się kogoś spodziewałaś- wskazała na dwa słoiki
trzymane w mojej ręczę- i masz ta samą książkę co ja!
-Naprawdę?! „Harry Potter i Książę
Półkrwi”. Świetna książka.
-Czytamy?- zapytała
-Nie…- odpowiedziałam cicho- może… poznamy
się lepiej?
-OK- powiedziała zdziwiona i zabrała
czekoladę ode mnie- pójdę po łyżki i możemy rozmawiać.
Usiadłam na czarnym skórzanym fotelu
z otwartym już słoikiem.
-To co chcesz wiedzieć? –zapytała po
chwili i zaczęła się delektować
-Opowiedz mi o swojej chorobie.
-Co tu dużo mówić. Głupia choroba,
rodzinna. Mój tata chorował, babcia i siostra taty też. Lekarze mówili, ze
chemioterapia pomoże, będę czuła się lepiej, że wszystko się ułoży, ale
odmówiłam. Mówiono tak samo tacie i cioci też. I co? Oboje nie żyją. Babcia i
tak umarła staro, wiec nawet jeśli zwalczyłaby chorobę, to długo by nie pożyła.
Więc ja odmówiłam na wstępie. Na razie czuję się dobrze, ale kto wie co będzie
dalej?
-To jedyny powód dlaczego odmówiłaś?-
zapytałam nabierając kolejne łyżeczki- Bo to trochę… no wiesz. Masz szanse
wyzdrowieć, medycyna idzie do przodu jest coraz lepiej.
-A jak sobie wyobrażasz mnie brzydką,
chudą, bez włosów i z sinymi ustami, u boku Jamesa na jakiejś gali?- zaśmiała
się- jak mam umierać to chcę wyglądać jakbym umarła szczęśliwa i zrobiła
wszystko na co miałam ochotę, a nie siedziała w szpitalu z kroplówką w ręce i
widziała świat w telewizorze albo przez okno.
-To bardzo poważna decyzja. A
wracając do Jamesa. Jak się poznaliście?
-Jeny… znaliśmy się od małego,
wychowywaliśmy się na sąsiednich podwórkach w Nowym Yorku. Byliśmy
przyjaciółmi, razem chodziliśmy do podstawówki. Lecz w szkole średniej ja
wyprowadziłam się LA. I mieszkałam z mamą, rodzice po rozwodzie, więc kiedy
tata umarł mieszkałam niedaleko stąd. Po kilku latach tęskniłam za moim
przyjacielem, a tu pewnego dnia dzwoni do mnie, żebyśmy się spotkali w
restauracji „U ANIELICY”. To idę czekam i co zobaczyłam? Z mojego małego
chłopczyka z lekką nadwagą, wyrosło takie ciacho! Myślałam, że to nie on, ale
podszedł do mnie cmoknął w policzek i powiedział, że wyglądam tak samo pięknie
jak zawsze.
-Jakie to urocze! I co dalej, co
dalej?!- tak naprawdę nie fascynowałaby mnie ta historia, gdyby nie dotyczyła
mojego idola.
-Spotykaliśmy się przez kilka tygodni,
zostaliśmy parą. A jak się zgodziłam powiedział, ze dostał role w serialu i ze
znajomymi tworzą zespół. Oczywiście mnie zamurowało, zawsze miał poczucie
humoru. Ale zabrał mnie na plan serialu. Jego bohater był narcyzem, a mój James
powoli się od niego tego uczył. Słyszałaś na lotnisku- prychnęła- Ale dobrze mu
wtedy nagadałaś!
-Ja tylko powiedziałam, że jest skromny!- zaśmiałam się
-Ale tak ironicznie, że się zdziwił,
że KTOŚ może tak do niego mówić. Ale dobra teraz przejdźmy do ciebie. Dlaczego
jesteś taka, a nie inna?
-To znaczy?
-Taka pewna siebie i szczera.
-Masz więcej pytań? Wiele z nich
sprowadza się do jednej historii.
-To mów!
-Eh.. 2 lata temu miałam chłopaka-
wyjęłam zdjęcie z torebki (portfolio nr 111) – To on. Chodziliśmy ze sobą
długo, myślałam, że go znam. Byłam gotowa na swój pierwszy raz. Przyszedł do
mnie, było romantycznie i idealnie. Potem wstał ubrał się i powiedział… może
nawet zacytuje? „Przykro mi, ale to nie ma sensu dalej. Nie pasujemy do siebie.
Ja tylko udawałem byłem aktorem w moim własnym scenariuszu. Zboczyłem trochę z
kursu, ale myślałem, że trafie z powrotem. Ale nie! Światła zgasły i muszę iść
na przód i nie ograniczać się dalej. Proszę ostatni prezent ode mnie”
-Ale to przecież…- zapytała, ale ja
jej przerwałam:
-Jak z „Intermission”? Tak. Wtedy o
tym nie wiedziałam, prawdopodobnie nawet nie było tej piosenki.
-A co ci dał? Dlatego płaczesz do tej
piosenki? Jak długo jesteś Rusher?
-Odpowiem w odwrotnej kolejności.
Jestem Rusher odkąd usłyszałam tą piosenkę, i nie płacze z powodu chłopaka
tylko z tego co mi dał. A mianowicie koszulkę z napisem „I’m a bitch” . –
powiedziałam a Monic zaparło dech- i przez to płacze. Czułam się jak dziwka,
tania, puszczalska spod latarni. Takie co stoją przy lesie. Był chamem,
wyjechał nie odzywał się. Od tamtej pory jestem taka bezpośrednia i szczera jak
się da. Ostrzegam każdego, chłopakom już powiedziałam. Musze się bardziej
pilnować, żeby znowu nie zostać zranioną. To był ostatni raz kiedy płakałam szczerze. No... nie licząc Titanica.
-Jaki prostak! Jak on mógł!
-Julka… znaczy Juliet zaczęła śpiewać
piosenkę, a ona tak mi się spodobała, że wnikałam bardziej w ten zespół. Potem
zostałam nałogowcem, ale nikomu nie mów- pogroziłam jej palcem- jakby się ktoś
pytał lubię grać ich muzykę! Utrzymywałam to w tajemnicy i dopiero po 2 może 3
miesiącach przestałam się z tym ukrywać.
-W porównaniu do ciebie moje związki
były boskie!
-Potem miałam jeszcze jednego
chłopaka. Mieliśmy kontakty intymne, ale nie wiązałam z nim nigdy przyszłości.
-Wiesz co- powiedziała Monic po
chwili- chciałabym, żebyś po mojej śmierci…
-Nie gadaj tak! Proszę, nie lubię o
tym rozmawiać!
-Okey! To żeby w niedalekiej
przyszłości, gdy James będzie samotny, chcę żebyś z nim była. I to nie prośba!
Widzę, że ci się podoba. Gdy ściskałaś z nim rękę twoje źrenice się poszerzyły
i jejku! Kocham go, ale wiesz. Pasujecie do siebie!
-Pierwszy raz słyszę, że pasuje do
chłopaka mojej znajomej z ust ów znajomej!-powiedziałam z niedowierzaniem.
-Widzisz-zaśmiała się- a co z
rodziną? Powiedziałaś komuś?
-Nie, mam 2 starszych braci i jednego
młodszego. Tylko Juliet wiedziała. Mama zawsze mówiła, że trzeba być szczerym ze
sobą. Wychowali nas tak, aby przy nas się nie kłócić. Chcieli, żebyśmy mieli
dobre dzieciństwo, bez złych momentów. Ja uznawałam zasadę „Skoro nie pytasz to
po co miałam Ci mówić”- powiedziałam robiąc gest cudzysłowia- Zawsze gdy się pytali
czy umiem na test, albo czy się uczyłam mówiłam szczerze, że nie. A jak pytali
się co mam zamiar zrobić to ja mówię „ściągi”. Tak też było w tym
przypadku. Przestałam płakać zanim
wrócili i się nie kapnęli. Po chwili wyszłam na dwór próbowali mnie
zatrzymać, ale wyszłam w środek wielkiej burzy. Szłam tak z dwie godziny.
Zmoczyły mi się włosy i zrobiły loczki. Cóż mogłam na to poradzić, ale nikt nie
widział moich łez jak wróciłam. Każdy myślał, że to alergia, a woda na
policzkach to deszcz. Nie wychodziłam z pokoju i grałam na gitarze. Potem
usłyszałam przez okna tą piosenkę, kazałam Juliet nauczyć mnie jej. I
wtedy zaczęła się moja przygoda z BTR.
-Dlaczego James?- zapytała z chytrym
uśmieszkiem, a ja PRAWIE się zarumieniłam.
-Taki tam mój ideał- odpowiedziałam
wzruszając rękoma. Monica zrzucił mnie z łóżka.- wysoki, seksowny,
umięśniony, wysportowany. A ty? Dlaczego siedzisz w domu?
-Mówiłam ci. Nigdy z nimi nie chodzę
nigdzie. Wolę posiedzieć w spokoju.- zaśmiała się i zrobiła mi zdjęcie swoim
telefonem jak siedzę „fochnięta” (Portfolio nr 81)
-O nie!- krzyknęłam podnosząc się z
ziemi -gdzie jest najbliższy klub? Idziemy!
-Hmm…- zamyśliła się- właściwie…
czemu nie. Raz na jakiś czas. Tylko, że nie mam co założyć.
-Pożyczysz coś ode mnie! A jutro
idziemy do wesołego miasteczka! Na kolejkę, na młota! Ojej!-byłam
podekscytowana.- najpierw zrobimy im kolacje.
-To mogę sobie coś iść wybrać? –zapytała.
-Pewnie sama ugotuje.
Zrobiłam 50 omlecików (dop.aut. takie
malutkie, jak dłoń) i położyłam obok nich nasze niedojedzone nutelle, dżem
mojej babci i schowałam sałatkę do lodówki.
Poszłam na górę.
-Mogę wejść?- zapytałam przez drzwi
mojego pokoju
-Tak.-Gdy weszłam zobaczyłam Monic
ubraną w słodką sukienkę mini.
-Pięknie!- krzyknęłam i zajrzałam do
swojej walizki. Ubrałam się w czerwono-czarną sukienkę. –
Ugotowałam im omleciki. Jest eee… 9:15, a ich film się kończy za jakieś 45
minut. Idź napisz na karteczce gdzie idziemy, kiedy wrócimy, i że śpimy na kanapie
i nie wolno nas budzić.
-A … no ten.. eee… o której wrócimy?-
zapytała.
-„Wrócimy za nie wiem ile, ale
wrócimy! Jak jutro do 3 po południu nas nie będzie to dzwońcie” –powiedziałam rozbierając
się.- do torebki włóż 50 dolarów. W jedną stronę pojedziemy autobusem, ale wrócimy
taksówką. No i na jakieś drinki- mrugnęłam do niej- Hm.. chusteczki, perfumy,
błyszczyk i jakieś pierdoły. Telefonu raczej nie bierzmy, żeby nas nie okradli.
-Okey. – powiedziała mrugając kilka
razy i wyszła ze zdziwioną miną.
Po jakimś czasie zeszłam na dół.
Monic pokazała mi karteczkę i byłyśmy gotowe do wyjścia. Zamknęłam drzwi a klucz
zakopałam w ziemi doniczkowej.
-Jak poznasz, że to ta doniczka?-
zapytała szatynka.
-Najwyżej się pobrudzimy- zaśmiałam
się krótko i spojrzałam na przerażoną minę koleżanki.
Będzie idealnie!
Jesteście genialne! Oczywiście czekam na następny! :)
OdpowiedzUsuńprzeczytałam wasz opis : moja koleżanka też jest wolontariuszką
OdpowiedzUsuń