"Lucky Love" p.1



Heej. 4 opowiadanie. Tym razem o Kendallu i pewnej dziewczynie ;) Wszystko to się dzieje w czerwcu 2013 roku. Z punktu widzenia Schmidt’a.
*** (godzina 9 rano)
Siedziałem sobie w salonie i oglądałem samotnie film. James i Halston byli w restauracji, Carlos i Alex na kręglach, a Logan z Erin poszli na plaże. Tylko ja: jako jedyny samotny chłopak w tym zespole muszę się nudzić, gdy reszta gdzieś wychodzi ze swoimi partnerkami. Choć Logan i Erin nie są razem… mniejsza o to. I tak spędzają na okrągło czas ze sobą.
Oglądałem jakiś beznadziejny horror w TV, gdy ktoś zapukał do mojego domu. Leniwie podniosłem się z kanapy i podążyłem ku drzwiom. Otworzyłem je i moim oczom ukazała się śliczna mulatka z długimi włosami. Była ubrana w krótkie jeans‘ we spodenki i białą koszulową bluzkę. Gdy zaczęła mówić, nie podniosła wzroku znad mapy, którą trzymała w lewej ręce:
-Hej. Pochodzę z Meksyku i przyjechałam tu trochę pozwiedzać. I przy okazji znaleźć dom cioci. A kompletnie nie wiem, gdzie jest ta ulicy, może ty wiesz…?- wzniosła oczy do góry i spojrzała się na mnie. Utrzymaliśmy kontakt wzrokowy przez chwilę, aż ona pisnęła i się przewróciła. Spadła z trzech schodków, które prowadziły do mojego domu.
-Nic ci nie jest?- zareagowałem od razu. Podbiegłem do niej, ale ona zaczęła się odsuwać, ciężko dysząc.
-Nie… nie… nic mi nie jest. Przywykłam. Często zdarzają mi się takie wypadki. Przepraszam, ale muszę już iść- wstała i ruszyła ku bramie.
-To jak mam ci pomóc?!- zawołałem za nią z nadzieją w głosie, lecz ona pobiegła jeszcze szybciej wyjmując telefon z kieszeni. Bez chwili zastanowienia podążyłem jej śladem. Skoro jest taka pechowa, to boję się co może jej się strać w ruchliwym LA.
Moja urocza mulatka już chciała przejść przez ulicę, gdy nagle samochód wyjechał zza zakrętu. Podbiegłem do niej i przytrzymałem za rękaw. Ona najpierw spojrzała się na drogę, a potem na mnie. Gdy mnie znów ujrzała to pisnęła krótko.
-Aż tak cię przerażam?- zaśmiałem się.
-N-nie.- odparła cicho- Dziękuję za uratowanie życia.
-To może jakoś mi się wynagrodzisz za to?- zapytałem unosząc brew. On przełknęła ślinę.- Jejku. Jak mnie nie lubisz to mi powiedz. Czuję się dziwnie tak się narzucając.- byłem bezsilny w tej sprawie.
-Nie o to chodzi!- zawołała, gdy ja chciałem wrócić do siebie- Po prostu…no wiesz… Jesteś Kendall Schmidt. Jesteś sławny. Nie wiem jak się mam przy tobie zachowywać.- powiedziała prawie szeptem, a ja zacząłem się śmiać.
-Jeny! A myślałem, ze jestem aż tak straszny!- uśmiechnąłem się szeroko z wyraźną ulgą w głosie- To co: mogę przyjechać po ciebie dziś o 7? Pójdziemy do kina, a potem do restauracji.
-Nie przepadam za kinem…- powiedziała nieśmiało.
-Nie ma sprawy. Możemy iść gdzie ty chcesz. Tylko wybierz miejsce, gdzie trudno sobie zrobić krzywdę.- zarumieniła się i po chwili odparła:
-Możemy iść do takiej dobrej naleśnikarni. Mają tam cudowną kawę. Ewentualnie znam takie miejsce. Znaczy, ze słyszenia…
-To opowiadaj.
-No wiesz… jest takie jeziorko, wodospad i dużo drzew. Mało ludzi tam chodzi i jest cudowna atmosfera…
-Czyli przyjeżdżam po ciebie o 6, bierzemy naleśniki i kawę na wynos i jedziemy nad wodospad, tak?- zapytałem, choć bardziej stwierdziłem. Śliczna dziewczyna tylko kiwnęła głową i napisała mi na ręce swój numer.
-A jakby coś: jestem Sharon.- krzyknęła, gdy odchodziła i pomachała mi ręką. Ja zadowolony wróciłem do siebie.
***(wieczór, godzina 5:40)
Założyłem kąpielówki, na to moje ulubione rybaczki i koszulę z krótkim rękawem. Spakowałem do plecaka koc, talerze i widelce, a do kieszeni włożyłem portfel. Gotowy do wyjścia stanąłem przed lustrem i szeroko się uśmiechnąłem.
-Gdzie nasz blondasek się wybiera?- odwróciłem się. Za mną stał James oparty o ścianę.
-Na randkę.- odpowiedziałem i wyszedłem.
Po jakiś dziesięciu minutach stałem przed drzwiami domu cioci Sharon. Zadzwoniłem dzwonkiem i otworzyła mi śliczna mulatka. Włosy miała związane w długi warkocz, leżący na lewym ramieniu. Na sobie miała białe spodenki przed kolano i zieloną bluzkę na ramiączka.
-Witam panią- podałem jej rękę i zaprowadziłem do auta.
Po 30 minutach siedzieliśmy nad jeziorkiem pośród drzew. Sharon pokierowała mnie tu szybko i sprawnie. W między czasie byliśmy w tej naleśnikarni.
-Nigdy nie piłem takiej Latte!- uśmiechnąłem się, a mulatka zaczęła się śmiać. Otarłem ręką buzię i okazało się, że miałem białe „wąsy”. – To nie jest śmieszne.
-Tak. Tak. Zachowajmy powagę- powiedziała sarkastycznie. Chwila ciszy… Oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-Tak w ogóle… ile masz lat?
-22-  odparła od razu i wstała. Zaczęła zdejmować ubrania i wbiegła do wody. – Idziesz ze mną?- krzyknęła.
-Tylko dojem naleśnika!- zawołałem unosząc do góry jedzenie. Mniam. Szybko zjadłem posiłek i zacząłem się rozglądać za Sharon.
-Sharon?!- krzyknąłem przerażony- Sharon?! SHARON!- zawołałem, gdy zobaczyłem ją unoszącą się na wodzie. Miała zamknięte oczy i się nie ruszała. Co jakiś czas zatapiała się pod wodę. Biegiem się rozebrałem i wskoczyłem ją ratować.
-Kendall zapamiętaj. Jeśli będziesz szedł z nią kiedyś nad wodę, bierz koło ratunkowe.- powiedziałem do siebie.

1 komentarz:

  1. Oooooo! Słodkie. Szybko pisz następną część! Czekam nn! ^^ <3 :*
    ~Julkaa

    OdpowiedzUsuń