czwartek, 21 listopada 2013

21."Bonjour Paris!" byy Magda

1. Jest już nowa jednorazówka!
2.Od tego rozdziału będziemy pisały jaka jest data ;)
3.Ten rozdział jest jakby podzielony na 2 części. Pierwsza w rdz 21 a druga w 23 ;)
4.Piszcie jeśli chwielibyście więcej momentów Latiany i Cangeli :P 
No to chyba tyle :P


****11 kwietnia*****
Zbliżaliśmy się do lądowania. Byłem wykończony, ale warto było zobaczyć uśmiech podekscytowanej Tatiany. Siedziała jak na szpilkach i co chwila wyglądała przez okno. Wylecieliśmy o 9, 6 godzin lotu i 9 godzin różnicy... eh.. Nie jestem jakiś najgorszy z matmy, ale zmęczenie nie pozwoliło mi się skupić, Wziąłem wiec telefon do ręki u zmieniłem strefę czasową na europejską. Jest 11:38. Za 20 minut z hakiem lądujemy.
-Ile jeszcze?- zapytała Francuzka, gdy po raz kolejny rozejrzała się po samolocie. Jakby czytała mi w myślach. 
-20 minut i będziemy w Paryżu.- Dzwoniłaś do taty?
-Nie. Chciałam mu zrobić niespodziankę mamie i papie. Dawno się nie widzieli ze mną i Pier'em. Został im tylko Żak. Eh... ty też dano ich nie widziałeś. Ostatni raz 1,5 roku temu. 
-Już tyle czasu minęło?-zapytałem zaskoczony.

-Logan uspokój się!- Tatiana złapała mnie za rękę i mocno ścisnęła moją dłoń. 
-Nie możemy tego przełożyć? Znamy się dopiero 2 tygodnie...
-Ale mówiłam ci, ze w przyszłym tygodniu lecę do USA. Dostałam stypendium, a to moja jedyna szansa...
-No dobrze już.- złapałem jej drobną twarz w dłonie i pocałowałem w czoło. Miała łzy w oczach, bo bała się, że jej nie rozumiem i jednak odmówię tego spotkania, 

-No tak. Znamy się rok, pięć miesięcy i 27 dni. Niedługo będzie 1,5 roku.- uśmiechnęła się.
-No tak. 12 listopada 2009. Najpiękniejszy dzień w moim życiu.-uśmiechnęliśmy się w tym samym momencie.
Wtedy jeszcze z chłopaki nie myśleliśmy, żeby zostać zespołem. Byliśmy tylko aktorami, jeśli aktor może być "tylko". Pojechałem z przybranymi rodzicami do Francji. Zafundowałem im romantyczną rocznicę, żeby podziękować za wszystko. Oni zajmowali się sobą, a ja codziennie chodziłem do tej samej kawiarni, jadłem to samo ciastko, siadałem w tym samym miejscu i piłem to samo cappuccino patrząc na wieżę Eiffela. Nie nudziłem się. Dużo myślałem. Między innymi o mojej przyszłości jako celebryta. Czy będę tak rozpoznawalny jak Johny Depp? A może tylko kimś kogo jak się widzi w telewizji- to natychmiastowo zmienia się kanał? Siedziałem tak i rozmyślałem, aż nagle podeszła do mnie dziewczyna. Zapytała się jak mam na imię, bo mnie skądś kojarzy. Zaczęliśmy rozmawiać. Codziennie od otworzenia do zamknięcia kawiarni. 12 listopada zaczęliśmy chodzić ze sobą. Ona miała wyjechać do Stanów, wiec an nią czekałem. Mieliśmy lecieć razem. 
-Co się tak zamyśliłeś?- zapytała wtulając głowę w moje ramię.
-Myślałem o ty jak bardzo cię kocham.- pocałowałem ją w głowę.
-Ja ciebie też. Co mamy w planach na tę podróż? Hmm...?
-Będziemy tu 12 dni. Znaczy 11, bo 12 dnia wracamy, no ale to szczegół. Dzisiaj jedziemy do twoich rodziców. Posiedzimy do jutrzejszego obiadu. 
-Czyli zostajemy na noc?!- pisnęła tak, że wszyscy obrócili się w naszą stronę. 
-Ciszej... Tak zostaniemy. O ile będą mieli wolny pokój.
-Na pewno! Albo mój, albo Pier'a. Zawsze liczą na sytuacje takie jak ta. A znając mojego tatę, będziemy w dwóch innych pokojach. 
-No to mamy szczęście! A zarazem pecha...-Wziąłem Tatianę na kolana i spojrzałem na bransoletkę z jej imieniem na lewym nadgarstku.-Potem zrobimy sobie małą wycieczkę. Chciałem zobaczyć kilka miejsc.
-Łi, Francja to ciekawe państwo.
-Potem zarejestrujemy się w hotelu. Jakaś romantyczna kolacja...
-Nie kończ.- przerwała mi przystawiając paląc do moich ust.
-Eh..- westchnąłem.-Przez kolejne dni będzie romantycznie. 
-Chyba najlepiej będzie 12, nieprawdaż?- uśmiechnęła się wyczekująco.
-Najprawdopodobniej tak. Mam już wszystko przygotowane.- posłałem jej uśmiech. Tatiana chciała coś jeszcze ode mnie wyciągnąć, ale przerwał jej głos stewardessy, więc weszła mi z kolan i zapięła pas.
***
-Bonjour Paris!- krzyknęła wchodząc na lotnisko. Wiele ludzi jej jej odpowiedziała, lecz większość krzywo się na nas spojrzała. 
-Wiem, że się cieszysz, ale nie musisz krzyczeć!- zaśmiałem się i wziąłem ją za rękę.
-Może zadzwonię do Juliet? Przed naszym wyjazdem martwiła się o coś...- już chciała wyciągnąć telefon, ale ja powstrzymałem.
-U nich jest 3 w nocy. Pewnie już śpi.- pogłaskałem ją po głowie i udaliśmy się po bagaże. 
-Tak się przyzwyczaiłem do słonecznego L.A, że muszę sobie założyć kurtkę.- mruknęła, pochylając się nad walizką. Wyciągnęła czerwony płaszczyk i zapięła na wszystkie guziki. Uśmiechnęła się serdecznie i ruszyła w kierunku wyjścia. 
Tatiana.
Takie śliczne imię. Idealne dla tej dziewczyny. Szczupła, o długich nogach, choć nie należy do jakiś najwyższych. Patrząc na Julkę i Magdę, które są wyższe nawet ode mnie, wygląda na elfa.
Mogłaby nim być. Ma piękne piwne oczy i długie włosy. Nie znam się zbytnio na fryzurach, ale chyba były w kolorze ciemnego blondu. Miała uroczy akcent i jeszcze piękniejszy śmiech. Cieszyła się z każdej chwili. Była krucha i delikatna- zupełne przeciwieństwo Magdy. Presley, córka taty i jego żony, była podobna do mojej Tati. Ale Francuzi są wyjątkowi- jasna cera, jakby porcelanowa, perłowe zęby, głębokie, ciemne oczy wyróżniały Tatianę. 
-Misiu! Chodź szybciej!- zawołała, a ja przyspieszyłem kroku.
****
No pukaj!
Skarciłem w myśli sam siebie. Stałem z moją torbą podróżną i dwiema różowymi walizkami Tatiany. Czekałem i patrzyłem na drzwi jak idiota.
-Coś się stało?
-N-nie...- odpowiedziałem łamiącym się głosem- Nie.- poprawiłem się bardziej stanowczo,
Dawaj Henderson!
Wystawiłem rękę i zapukałem.
Nikt nie otworzyłem.
Powtórzyłem gest, tylko trochę lżej. Zabytkowa kamienica, mimo swego piękna i antyku, łatwo mogły się rozpaść. Moja dziewczyna schowała się za mną i stała jak najciszej. Po chwili w drzwiach stanął jej brat.
-Skąd się znam.- mruknął po angielsku mierząc mnie od góry do dołu. 
Rodzina Tatiany bardzo dobrze zna angielski. Nadal nie wiem jak się go nauczyli na takim poziomie. 
-ŻAK!- krzyknęła Tatiana i uścisnęła g mocno.
-Tatiana?! Que faites-vous ici?
-Mów po angielsku!-skarciła go.
-Co tu robisz? Robicie? Cokolwiek?!- Żak puścił siostrę i podszedł do mnie. Uściskał mnie i wziął jedną walizkę. Tati wbiegła pierwsza, a ja chwilę się ociągałem, ale gdy usłyszałem krzyki pani Delacrou, to wszedłem pośpiesznie.
-Bonjour!- zawołałem,a  a pani Jacqueline znowu krzyknęła i mnie mocno uściskała. Po chwili poczułem łzy na moim ramieniu. 
-Och Logan! Dziękuję ci, ze wreszcie ans odwiedziliście! cały czas o was rozmyślałam, czy aby na pewno moja Tatianka mnie nie okłamuje, czy nadal jesteście razem. A najbardziej czy jest szczęśliwa. Teraz widzę jaką jesteście idealną parą!
-Idealną? Ja dopiero co wszedłem i już jestem idealny?- zaśmiałem się i ucałowałem ją w policzek.- Miło panią widzieć! 
-Ciebie też Loganie. 
-Mnie tak miło nie powitałaś!- oburzyła się moja dziewczyna.
-NIe bulwersuj się! Chodź tutaj!- gdy dziewczyny znowu zaczęły się ściskać wyszedłem na balkon.
Ogólnie- cały dzień minął przyjemnie z tatą Tatiany- panem Mathieu graliśmy w karty oraz uczył mnie trochę jezyka. Mama Taiany wspaiale gotuje, wiec około 4 po południu zjedliśmy pyszny obiad. A Tatiana? Ona chodziła cała w skowronkach, ze wreszcie spotka się ze swoją rodziną.

2 komentarze:

  1. Rozdzial super!! Tylko zjadasz pare literek lub Ci umykaja,ale to taki szczegol :P. Romantyczny Paryz...Ahh... Tez bym tak chciala :*. Moze kiedys? Pozyjemy zobaczymy ^^. Czekam na nexta :*.

    Ps. Jesli chcecie mozecie wpasc na mojego nowego bloga ^^
    zakazany-owoc-jest-najlepszy.blogspot.com

    Pozdrawiam i wenki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Romantyczny wyjazd do Paryża, jak cudownie! ^^ Czekam nn ;)

    OdpowiedzUsuń